<body>

2010.12.23 00:41:33
komentarz (1)

Lucha


Lucha de gigantes convierte, el aire en gas natural un duelo salvaje advierte

2008.07.14 23:36:57
komentarz (1)

Grzebanie w popiele.


Zajrzałem tu przez przypadek (taki psikus ze strony przeglądarki która lepiej ode mnie wie, czego chcę). Przejrzałem na szybko, przy paru wpisach się zatrzymałem i doszedłem do smutnego wniosku. Lepiej już było.

2008.06.02 00:43:33
komentarz (1)

Propedeutyka absurdów.


Właśnie uświadomiłem sobie, że na prawdę wstyd mi za to, czego się tu dopuszczam. Kiedyś było po prostu odrzucenie. Potem powiedziałem sobie, że nie jestem taki małostkowy więc mogę naturalnie zachować dystans i powynaturzać się z resztą. A jednak, poczucie wstydu i niesmaku mnie nie opuszcza. Prezent (cierń na biurku moim) nawet zwirtualizowanych idealizacji mych własnych osobą trzecią zaprezentowanych które mnie rozbawiły - nie ratuje sytuacji. Więc może mam w sobie coś z banalnego wykolejeńca? Głęboko schowaną potrzebę poniżania się? Upodlenia? Jako forma odkupienia? Chorej fascynacji? Wyzwolenia? A może tak zwyczajnie? Bo jesteś zasrany gnoju płytki jak wiosenna kałuża w którą nasrał gołąb więc wyobraziła sobie, że chuj wie jak wyjątkowa i unikalna się stała? "I powinszował samemu sobie wznosząc kieliszek martini i stuknąwszy się ze swoim odbiciem w szkle monitora wychylił jednym duszkiem. Żyj długo i podle kmiocie".

2008.06.02 00:16:14
komentarz (0)

Semantyczne próżności.


Rozkrawam ją na pół. Przewracając wszystko na drugą stronę mamię siebie, że może znajdę jakąś różnicę, jakieś podobieństwo. Manewrując lancetem wykrawam w sobie przekonanie, że to nie hipokryzja. Że jest w tym ciut więcej sensu niż Aviomarin i Nembutal na drogę. Potem, gdy ulice cichną zakładam bluzę dla niepoznaki i staram się w ontologicznych labiryntach znaleźć jakieś stopnie do własnego (czy aby na pewno mojego własnego? a nie uwspólnionego?) człowieczeństwa. Tyle, że kurwa, dobrze mi ze sobą. Dlaczego więc wszystko stara się napełnić mnie przeświadczeniem, że jest inaczej? Bo może nie jest? Bo może miało być inaczej? Cóż...
na świecie jest 6 miliardów ludzi. prawdopodobnie większości wydaje się, że są wyjątkowi. tak samo jak Tobie niespełniony pracowniku agencji reklamowej studencie wypełniony zbędną wiedzą artysto którego nikt nie rozumie nastolatku który sam do końca nie jest pewien przeciw czemu się buntuje gospodyni domowej której życie miało się przecież ułożyć inaczej nie jesteś.
[daily.art.pl]

2008.05.27 21:56:48
komentarz (0)

I zadrżał czarny szlak śladów jego dłoni...


Zapewne winą jest moja ignorancja (choć nie jest zdrowym zaczynanie od wniosków) ale co poradzić. Otóż dopiero teraz, po paru latach wślizgnąłem się na stronę http://typografia.info. Nie przewróciło to mojego literniczego świata - zrobiło coś więcej. Wytłumaczyło mi i skruszyło mój nieustępliwy puryzm. Z ulgą zaoszczędzę sobie kłopotów związanych z wcięciem akapitowym (którego stworzenie wymaga zabiegów dalece wykraczających poza zrozumienie wytrawnych nawet twórców i administratorów stron) na rzecz odstępu akapitowego. Rzecz jasna nie tutaj, bo nie chce mi się na nowo tworzyć skórki. (To powiedziawszy roześmiał się by po chwili momentalnie zamilknąć. Zdał bowiem sobie sprawę, że nikogo poza nim samym to nie obchodzi.)

2008.03.18 18:24:48
komentarz (1)

Denon AH-D1000


Zaniemogłem werbalnie. Od dziś, przez najbliższe dni słowa są dla mnie kłodami. Pustymi... nie, to źle słowo. Są po prostu literami, bezdźwięcznymi. Od dziś, przez najbliższe dni dźwięki bezpośrednio przelewają mi się wprost na mnie. Małe cudo techniki i nagle dźwięki nabierają znaczenia. Wiesz jak to jest. Jesteś zmęczona, siadasz w fotelu zamykając oczy i zakładasz słuchawki. Spokojnie sączy się saksofon, kobiecy głos zaczyna opowiadać historię. Słuchasz, może nawet się uspokajasz przywołując w myślach obrazy które sprawią, że będzie Ci lepiej. Aż pewnego dnia jesteś u kogoś w domu. Na tyle długo, by poczuć się jak u siebie. Gdy jest możliwość i masz nastrój robisz to samo. Zasiadasz w fotelu (jakiś miększy niż Twój), włączasz muzykę, zamykasz oczy i nakładasz słuchawki... i toniesz w dźwięku! Otwierasz oczy i zamiast zapaść się we własny sen próbujesz pływać. Widzisz ściany, stół, półkę na której stoi sprzęt grający a słyszysz prawdziwą muzykę. Twój organizm, tak - nie Ty sama, ale Twój organizm potrzebuje paru chwil by ogarnąć ten paradoks. I to jest dzień po którym nic już nie jest takim samym. To jest dzień, w którym uczysz się, że muzyka a dźwięk to dwie różne rzeczy. Muzyka grająca z czegoś, muzyka której odtwórczość czujesz; a dźwięk który jest tym samym, który słyszysz na koncercie bądź przechodząc przez przejście podziemne. Gdy już się oswoisz, zamykasz oczy raz jeszcze i przestajesz być. Już nie szukasz obrazów, to one znajdują Ciebie, a każdy dźwięk spływa wprost na Ciebie, do Twojego serca, brzucha, drgających powiek i krańców palców.

2008.03.17 22:48:04
komentarz (0)

Michał Lorenc - Wieczory (ścieżka dźwiękowa filmu "Psy 2")




Siedział z rękoma w kieszeniach płaszcza spoglądając poprzez otwarte okno na czarne niebo i błyszczące w oddali światła. Pusta butelka wódki leżała koło fotela. Próbował zapomnieć. Jutro będzie znów musiał wrócić do całego tego szajsu. Wszystkiego, czego nienawidził w tej pracy ale dziś, przez te parę godzin chciał się od tego uwolnić. Cichy szum ulic w oddali i wszechogarniający spokój. Teraz czuł tylko to. Zamknął powieki i odetchnął głębiej.

2008.03.16 20:09:27
komentarz (0)

Wiem, że nie chcesz jeszcze spać...

2008.03.16 01:13:46
komentarz (0)

Lady Pank - Wciąż bardziej obcy.




Są dni kiedy mówię dość Żyję chyba sobie sam na złość. Wciąż gram, śpiewam, jem i śpię Tak naprawdę jednak nie ma mnie.
Nie zawiązałem -- pomyślał spoglądając na buty. Rzeczywiście, sznurówki zdążyły się już ubrudzić. Zaciągnął się głębiej papierosem. Zimne, wieczorne powietrze rozwiało szybko dym. Wpatrywał się jeszcze przez dłużą chwilę w migoczące odbicia świateł ulicznych latarni na wodzie popijając wódkę z butelki.
Wciąż jestem obcy Zupełnie obcy tu, niby wróg. Wciąż jestem obcy Wciąż bardziej obcym Wam i sobie sam.
Zagasił peta na brzegu ławki i pchnął lekko leżącą przed nim butelkę. Ta potoczyła się cicho dźwięcząc by zniknąć za barierką i z pluskiem wpaść do rzeki. Zapiął bluzę, wstał i podszedł do poręczy. Po drugiej stronie, na nadbrzeżnych schodach siedziało kilka par. Jedni przytuleni wpatrywali się w niebo, inni prowadzili ożywione dyskusje przy piwie.
Ktoś znów wczoraj mówił mi Trzeba przecież kochać coś, by żyć. Mieć gdzieś jakiś własny ląd Choćby o te dziesięć godzin stąd.
Wyjął ostatniego papierosa z paczki. Zapalił a zmięte, upuszczone na ziemię opakowanie wiatr szybko zwiał na jezdnię. Ludzie z przejeżdżającego po moście tramwaju nie mogli zauważyć spadającego na ziemię żaru ani niknącej w mroku sylwetki człowieka.
Obcy...

2008.03.15 20:21:49
komentarz (0)

Wyjątkowe rodzaje przejrzystości.



Czasami, gdy kończysz jedną a sięgasz po drugą butelkę coś się dzieje. Na nieskończony czas gubi się jedno z uderzeń serca. Chwila staje się wiecznością w której odbija się cały Twój czas. Wszystkie Twoje życia. Niemal Boskie olśnienie wyjaśniające CI - czy raczej pozwalające Ci sięgnąć absolutu Twojego jestestwa. Tylko po to, być w następnej chwili cofnął się znów do swoich plwocin obecnego świata. Tego w którym nic nie jest takim, jakim być powinno. Nikt nie jest i dla nikogo nie jesteś Ty. Jest taka scena w "Paryż - Teksas" Wima Wendersa. Główny bohater rozmawia z dziewczyną przez telefon. Prostytutką które pracuje za szybą słuchając na co mają jej klienci. Słucha jej i w pewnej chwili odkłada słuchawkę. Nie na widełki, nie kończąc rozmowę tylko odkłada cicho na stół i odchodzi. Tak, by nie zwrócić na siebie uwagi. Wyślizguję się tak z życia. Mojego własnego które staje w opozycji do mnie. Moje własne życie odpłaca mi za mnie samego. Ponoć zazdrość jest dowodem miłości. Czy Ty jesteś zazdrosny o swoje przeszłe życie? Czy czujesz zazdrość o przyszłe chwile?

2008.03.13 22:00:47
komentarz (2)

Lucky Boy




Hello, Lucky Boy How you do today, are you coming out? I quite need you, this time around Can you hear me? Please don't let me down.

Siedzę na ceglanym murze zastanawiając się czy to jeszcze ja. Życie przesuwają mi się przed oczami i każde więcej warte od mojego. Gdzie jestem ja, którego znałem. Ja, którego nie doceniałem. Ja, którym nigdy więcej już nie będę.
Hello, Lucky Boy Where are you today, are you still in me? Or did you left heart too for save the show Am i crazy now talking to myslef.

2008.03.07 19:34:38
komentarz (0)

Człowiek bez człowieczeństwa.


Słowa, które mimo że krzyczą w głowie nie przechodzą przez gardło. Znamy je? Wydawać by się mogło, że od zawsze. Trochę to dołujące, że przy całej swojej (wydawałoby się) stanowczości nie jesteśmy przez pewne rzeczy przejść. Pewien poziom, nazwijmy to, upadku nie pozwala nam zniżyć się bardziej. Dlaczego? Irracjonalna obawa nie wiadomo przed czym. Logicznie i na chłodno na sprawę spoglądając, poniżej pewnego progu sprawy nie mogą potoczyć się gorzej. Nie można im bardziej zaszkodzić. Można tylko pomóc, może tylko być lepiej. Dlaczego więc się przed tym wzbraniamy? Wytłumaczenie jest tylko jedno. Chcemy dać drugiej stronie jeszcze jakąś szansę. Odkrywamy prawie wszystko, tłumaczymy prawie do końca z nadzieją (coraz bledszą) że chociaż tą ostatnią tajemnicę odkryją sami. Domyślą się, włożą coś od siebie. I gdy się tak nie staje, już nawet nie jest nam przykro. Przykra jest droga ale nie stan ostateczny. Rezygnacja nigdy nie wiąże się z przykrością. Jest ponad nią. Odczłowieczająca doświadczenie, owszem. Czy potrzebne? Czy naprawdę jest nam ono potrzebne? Chciałbym wierzyć, że owszem. Że coś nam daje, o coś wzbogaca. Wierzyć, że nic co zabiliśmy w sobie nie poszło na marne.

2008.03.04 16:50:48
komentarz (0)

Knife The - You Take My Breath Away




We are the people who's come here to play I don't like it easy I don't like the straight way We're in the middle of something We're here to stay And we raise our heads for the colour red
I'm in the first row on your show In the first row on the First Floor Power show Your vibrato's like vulnerable leaves You do it crazy That's how you talk to me
We are the people who's come here to play I don't like it easy I don't like the straight way We're in the middle of something We're here to stay And we raise our heads for the colour red
I heard you for the first time on the radio When I was going somewhere in a car You touched my heart Like a knife that's very sharp Or like a bird, you just set free That's just like me (I keep my knife sharp) When I hear you speak
We are the people who's come here to play I don't like it easy I don't like the straight way We're in the middle of something We're here to stay And we raise our heads for the colour red
I like vanilla and I like sex I ride the pony that I like best I knew I knew that there was something I missed I was fifteen when I first got kissed Before I knew about the equality way I wanted to get laid to "Take my breath away"
We are the people who's come here to play I don't like it easy I don't like the straight way We're in the middle of something We're here to stay And we raise our heads for the colour red
We are the people who's come here to play I don't like it easy I don't like the straight way We're in the middle of something We're here to stay And we raise our heads for the colour red

2008.03.03 23:46:28
komentarz (2)

Ku przestrodze.


Czytajcie się tylko raz - by sprawdzić i poprawić błędy. Nigdy więcej. Oszczędzicie sobie wstydu.

2008.02.19 21:10:13
komentarz (0)

Krańce światów mojego jestestwa.


Próżność goniła ignorancję. Obie, gdy wreszcie dopadły się wzajemnie, wczepione w siebie wydarły sobie serca. Moje. By runąć z mostu piety wprost w głębię nienawiści. Do siebie, do Was w których się objawiam. I można sobie mówić, że to podmiot, narzędzie i szajs. Tak naprawdę, bez kontekstu, bez naszego świata my sami jesteśmy nikim. Rzeczywistość jest kwestią wyobraźni. Wyobraźnia jest kwestią wiedzy. Wiedza jest kwestią świadomości. Świadomość zaś rodzi się poprzez obcowanie z odmiennością cudzych światów.

2007.12.21 18:10:11
komentarz (0)

Jezioro ma Twój zapach i Twój smak.

Próbowałem o Tobie nie myśleć. Zmuszałem się do tego a jednak wracasz. Każda kropla rosy jest Twoją łzą. Każdy powiew wiatru, Twoim tchnieniem. Stałem na moście wpatrzony w zieloną kipiel poniżej i widziałem loki Twoich włosów gdy wstajesz nad ranem. Zacisnąłem mocniej dłonie na poręczy i poczułem że jesteś. Że byłaś. Brakuje mi Ciebie, wiesz? Kiedy spoglądam w rozstrzeloną gwiazdami otchłań nieba chciałbym, byś była obok. Byśmy mogli, jak kiedyś, poczuć się wzajemnie - warci. Chciałbym znów budzić się w środku nocy tylko po to, by popatrzeć jak śpisz. Mrużąc oczy w popołudniowym żarze wodzić wzrokiem za Twoim cieniem. Chciałbym zatonąć, jak kiedyś w Twoich ustach, w Tobie. Chciałbym, ale Ciebie już nie ma. A ślad na dłoni tylko rozbudza szaleństwo. Bo może to wszystko nigdy się nie wydarzyło. Naprawdę.

2007.12.19 23:57:51
komentarz (0)

Trois Gymnopedies No.1

Złote kłosy światła przesączały się przez uchylone drzwi. Stara, zmęczona dłoń po dłuższym wahaniu pchnęła delikatnie klamkę. Drzwi bezszelestnie otworzyły się na oścież zalewając kaskadą blasku starszego, przygarbionego mężczyznę. Człowiek zasłonił się w pierwszej chwili lecz wiedziony ciekawością uspokoił się i zajrzał do pokoju. Zobaczył młode małżeństwo pochylone nad drewnianym kojcem w którym wierzgał mały chłopiec. Przechodząc przez wytworny pokój przyglądał się rodzinie z zaciekawieniem. Za oknem coś wybuchło, brudna ziemia obryzgała szybę. Gdy się odwrócił przestraszona kobieta żegnała swojego męża w wojskowym mundurze. Ten schylając się pogłaskał po głowie małego chłopczyka wtulonego w spódnicę matki. Wyszedł a kobieta w zniszczonych ciuchach zaczęła przygotowywać zawiniątko na kuchennym stole. Pół bochenka chleba i ostrożnie przesypała do kopertki sól. Z pokoju wyszedł chudy, niespełna nastoletni chłopak. Szpakowate włosy sterczały w nieładzie. Przytulił się do matki i otarł jej krańcem rękawa łzę. Rozpadało się w około. Szemrzący deszcz z nieba spływał po gliniastej ziemi wprost do okopu w którym siedział przykucnięty żołnierz. Ściskał nerwowo fotografię rozglądając się niepewnie dookoła. Parę błysków i przy wtórze ogłuszającego hałasu osunął się w kałużę. Kolejny rozbłysk opalizującej świetlówki w małej salce pełnej łóżek. Ludzie w zakrwawionych opatrunkach, pojękujący ranni i idący o kuli młody mężczyzna. Uśmiechnął się do pielęgniarki w białym czepku mijającej go w pośpiechu. Staruszek odprowadził ją wzrokiem a gdy obejrzał się znów przed siebie zobaczył tego samego człowieka, w tej samej pasiastej koszuli zgarbionego nad drewnianą pryczą. Zbity z nieociosanych bali barak z oszronioną szybą i podłogą sprawił, że starzec wzdrygnął się nagle i zamknął oczy. Gdy je otworzył zobaczył zniszczony dworzec i dyszącego, opartego o ławkę człowieka. Rzadkie włosy i blada skóra sprawiały, że wydawał się starszy od niego samego. Gdy opuścił peron ogłuszył go gwizd maszyny parowej przy której dwójka ludzi starała się nadążyć z przerzucaniem blachy. Niebieskie drelichy ubrudzone smarem. Jeden z robotników wytarł rękę w chustę którą rzucił za siebie. Nagły powiew wiatru porwał ją przed siebie. Upadła pod trzepakiem obok którego sześćdziesięcioletni starzec, on sam, szedł utykając. W brązowej siatce pół bochenka chleba dzwoniło o butelkę mleka które nalane do szklanki stało na stoliku przed telewizorem. Ubrana w zielony mundur postać w ciemnych okularach mówiła coś patetycznym głosem odbijającym się echem po pustym pokoju. Z krzesła przy oknie wstawał właśnie on by z trudem podejść do rozświetlających się dziwnym światłem drzwi łazienki.

2007.12.18 18:19:25
komentarz (0)

Prawdy...


Wszyscy biorą synu, tylko Chrystus nie bierze. Bo mu ręce do krzyża przybito. To dziś usłyszałem w pracy, w szpitalu.

2007.12.09 13:46:17
komentarz (0)

Marzenia niekoherentne.

Miało zacząć się pytaniem: dlaczego. Miało, ale nie zacznie. Kwadrans strawiłem próbując sobie odpowiedzieć, czy "dlaczego" naprawdę mnie interesuje, czy może to konwencja. Więc nie dlaczego, ale po prostu. Przedmioty bardziej niż ludzie (bez ciągu dalszego). Nawet Ci, którzy są - tym bardziej Ci, którzy się tylko pojawiają - istnieją w czysto przedmiotowym wymiarze. Mówisz (jeśli już się dowiesz, a nie dowiadujesz), że to szczytne wrzucić pozdrowić biedaka i dać mu dychę. Przemawia przez Ciebie hipokryzja albo kompletna ignorancja. On wyda je na wódkę, on dostał je bo jest bezczelny i wychodzi na ulicę, prawdziwa bieda nie rzuca się w oczy, prawdziwa tragedia wstydzi się swojej biedy. Pijak jest tylko podmiotem, narzędziem poprawiającym moje samopoczucie. W innych okolicznościach jest to alkohol, flirt, cięta riposta. Czasami 10 zł dla biednych. Bo tak łatwiej? Bo to ja jestem stroną? Bo nikłe oczekiwania minimalizują rozczarowanie? A w chwilę potem siedzę wśród bawiących się ludzi. Pijących nachalnie, w niedopiętych koszulach przekrzykując dudniącą muzykę, a ja w swoich słuchawkach pod przymkniętymi powiekami staram się nie odtajać. Bo każde uderzenie bębna rozchodzące się drżeniem po całym ciele, każda struna dostrojonych skrzypiec łamie mnie i przeciąga pod kołem kwintowym... więc może prawdziwa miłość jest we mnie samym... a równie dobrze może nie być jej wcale. Jakbym miał co, postawiłbym na to drugie.

2007.12.08 17:02:39
komentarz (0)

I można udawać, że można...

Ponoć, wieczorami nie widać szarości. Lecz tą prawdziwą nosimy w sobie. Jak i prawdziwą samotność, która jest naszym wyborem. Częstokroć tylko tym jedynym, którego jesteś w stanie się podjąć. Czy to źle? Na to pytanie każdy musi sam sobie odpowiedzieć, tylko po co? Po co znać odpowiedź skoro nic z nią nie będziesz mógł zrobić? Świadomość jest dla silnych, owszem. Świadomość porażki nie jest już dla nikogo. Niczego nie uczy na przyszłość, bo przyszłość już się stała i nigdy się nie powtórzy. Nic nie da do myślenia, bo rozmyślania o przeszłości to grzebanie pogrzebaczem w popiele naszych wielkości.